Poziom internetowych dyskusji jest odwrotnie proporcjonalny do poziomu emocji, które tego rodzaju spory wywołują. Bywa, że porównania interlokutora do Adolfa Hitlera i nawoływanie do masakrowania lewaków należą do tych łagodniejszych środków erystycznych. Często musimy więc zważyć z jednej strony prawo do swobody wypowiedzi, a z drugiej godność osobistą werbalnie poszkodowanych. Nie zastanawiamy się już czy cenzurować posty internautów, ale raczej w jaki sposób to robić.
Przy okazji "kryzysu uchodźców" kilka redakcji przekonało się, że czasami moderacja komentarzy nie wystarczy i konieczne wydało im się całkowite zablokowanie możliwości dzielenia się swoimi refleksjami. Nie zawsze jednak tak drastyczne środki są konieczne. Z drugiej strony usuwanie pojedynczych komentarzy wiąże się z naruszeniem internetowego sacrum - wolności słowa, a oskarżenia o cenzurę i usuwanie niewygodnych treści należą do najcięższych oskarżeń.
Nieco perfidnym, ale i skutecznym rozwiązaniem tych problemów jest shadowban, czyli forma cenzury, o której cenzurowany nie ma pojęcia. Praktyka ta polega na ukryciu postów wybranego użytkownika dla wszystkich poza nim samym. Taki przykładowy troll lub hejter może nadal wylewać swe żale lub zionąć nienawiścią, tyle że nikt tego nie zobaczy. Zwykły ban nie chroni forum od założenia przez szkodnika nowego konta, shadowban w najgorszym razie pozwala zyskać nieco na czasie.
Nie trzeba mieć trzycyfrowego IQ, by domyślić się, że na konto nałożono shadowbana, w Internecie łatwo też znaleźć proste aplikacje pozwalające tego rodzaju proceder wykryć, niemniej jednak tego rodzaju cenzura wydaje się sprawdzać choćby na YouTube oraz w miejscach, gdzie logujemy się za pośrednictwem naszego podstawowego maila.
Wątpliwości może budzić kwestia arbitralności w przyznawaniu shadowbanów przez właścicieli kanałów komunikacji. Choć stealth banning (lub ghost-posting) sprawdza się w konfrontacji z hejterami i trollami, to może stanowić zagrożenie dla pluralizmu poglądów w dyskusji, gdzie moderator będzie w ten sposób blokował niewygodne dla siebie treści. Granica dozwolonego użytku jest tak płynne i niewyraźna, jak granica stosowalności poprawności politycznej. Jak do tej pory władza cenzurowania pozostaje w rękach autorytarnej władzy administratora lub demokratycznych zgłoszeń internautów.
Przy okazji "kryzysu uchodźców" kilka redakcji przekonało się, że czasami moderacja komentarzy nie wystarczy i konieczne wydało im się całkowite zablokowanie możliwości dzielenia się swoimi refleksjami. Nie zawsze jednak tak drastyczne środki są konieczne. Z drugiej strony usuwanie pojedynczych komentarzy wiąże się z naruszeniem internetowego sacrum - wolności słowa, a oskarżenia o cenzurę i usuwanie niewygodnych treści należą do najcięższych oskarżeń.
Nieco perfidnym, ale i skutecznym rozwiązaniem tych problemów jest shadowban, czyli forma cenzury, o której cenzurowany nie ma pojęcia. Praktyka ta polega na ukryciu postów wybranego użytkownika dla wszystkich poza nim samym. Taki przykładowy troll lub hejter może nadal wylewać swe żale lub zionąć nienawiścią, tyle że nikt tego nie zobaczy. Zwykły ban nie chroni forum od założenia przez szkodnika nowego konta, shadowban w najgorszym razie pozwala zyskać nieco na czasie.
Nie trzeba mieć trzycyfrowego IQ, by domyślić się, że na konto nałożono shadowbana, w Internecie łatwo też znaleźć proste aplikacje pozwalające tego rodzaju proceder wykryć, niemniej jednak tego rodzaju cenzura wydaje się sprawdzać choćby na YouTube oraz w miejscach, gdzie logujemy się za pośrednictwem naszego podstawowego maila.
Wątpliwości może budzić kwestia arbitralności w przyznawaniu shadowbanów przez właścicieli kanałów komunikacji. Choć stealth banning (lub ghost-posting) sprawdza się w konfrontacji z hejterami i trollami, to może stanowić zagrożenie dla pluralizmu poglądów w dyskusji, gdzie moderator będzie w ten sposób blokował niewygodne dla siebie treści. Granica dozwolonego użytku jest tak płynne i niewyraźna, jak granica stosowalności poprawności politycznej. Jak do tej pory władza cenzurowania pozostaje w rękach autorytarnej władzy administratora lub demokratycznych zgłoszeń internautów.